W maju podczas badania USG wykryto guz (ze znakiem zapytania) głowy trzustki. Tata od dwóch lat leczył się na przewlekłe zapalenie trzustki, niemal rok temu tomografia wykazała zwłoknienia. Po USG zalecono. Wt, 22-07-2008 Forum: Nowotwory-damy radę ! - Torbiel, a może rak trzustki.
Witam. Mama zmarła na raka płuc z przerzutami. Byłam przy Jej śmierci. Lekarze, pielęgniarka wiedzieli, że mama umiera. Nikt nic nie zrobił,jak przestała oddychac nawet Jej nie reanimowano...dlaczego? dodam,że po 2 zastrzyku z morfiny Mama umarła, czy mógł Jej zaszkodzić?zatrzymał się mocz, z buzi zaczęła wychodzić dziwna wydzielina i oddech słabł. Czy popełniono błąd? KOBIETA, 31 LAT ponad rok temu Leczenie raka prostaty Witam, nie znam dokładnie przypadku Pani matki, jednak w przypadku zaawansowanej choroby nowotworowej z obecnymi przerzutami często nie podejmuje się akcji reanimacyjnej ze względu na ciężki stan i brak rokowań odnośnie poprawy stanu zdrowia. Stosowanie terapii uporczywej w takiej sytuacji jest nieetyczne. Jedną z głównych dolegliwości towarzyszących chorobom nowotworowym jest ból, stąd podanie morfiny jest w tej sytuacji prawidłowym postępowaniem, mającym na celu przede wszystkim zmniejszenie cierpienia spowodowanego bólem wynikającym z nieuleczalnej choroby. 0 Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Śmierć w skutek raka płuc z przerzutami – odpowiada Lek. Magdalena Pikul Co mogło być przyczyną śmierci mojej mamy? – odpowiada Lek. Aleksandra Witkowska Rokowania przy raku płuc z przerzutami do nerki – odpowiada Lek. Rafał Gryszkiewicz Czy rak kości może być dziedziczny? – odpowiada Lek. Aleksandra Witkowska Opis RTG klatki piersiowej i wzmożony rysunek zrębu płuc – odpowiada Lek. Aleksandra Witkowska Rak płuc z przerzutami do mózgu – odpowiada Lek. Ryszard Chalecki Stan chorego na raka płuc z przerzutami – odpowiada MichaĹ Kurek Problem z założeniem wenflonu dla kobiety z rakiem mózgu – odpowiada Dr n. med. Grzegorz Luboiński Problemy z chodzeniem po raku złośliwym płuc – odpowiada Lek. Zbigniew Żurawski Rak płuc i zgrubienie w okolicy pępka – odpowiada Lek. Krzysztof Majdyło artykuły
Lekarze nie diagnozują już raka płuc i to nie jest dobra wiadomość. Pandemia spowodowała, że większość oddziałów pulmonologicznych szpitali została przekształcona na odziały covidowe. Tymczasem w raku płuca wczesna diagnoza decyduje o rokowaniach pacjenta i długości życia. Dzięki wczesnemu wykryciu, a następnie wdrożeniu
90% palaczy to chorzy na raka płuc. Ale co roku notuje się 21000 zachorowań i 23000 zgonów na raka płuc w Polsce. Jakie jest prawdopodobieństwo, że będąc 30-letnim mężczyzną w całym swoim życiu zachorujemy lub umrzemy na raka płuc? Zakładamy, że liczba ludności (37394000) w Polsce jest stała i liczba zachorowań oraz zgonów też będzie stała. Zaś średnio mężczyzna żyje w Polsce 74,2 lat. Na początek zastosowałem twierdzenie Bayesa i policzyłem jakie jest prawdopodobieństwo, że w pojedynczym roku palący mężczyzna zachoruje na raka płuc. Nie jestem tego w stanie jednak zapisać, bo znowu coś jest nie tak z latexem na forum (za długi wzór, czy co?). W każdym razie do wzoru wstawiłem: - w liczniku procent chorych i zgonów w populacji w każdym roku, czyli \(\displaystyle{ \frac{43000}{37394000}=0,00114991709}\) i pomnożyłem to razy prawdopodobieństwo bycia palaczem, jeśli jest się chorym na raka płuc, czyli \(\displaystyle{ 0,9}\), - w mianowniku to co w liczniku plus \(\displaystyle{ (1-0,00114991709) \cdot (1-0,9)}\). Wyszło mi, że prawdopodobieństwo zachorowania na raka w pojedynczym roku, jeśli jesteśmy palaczem wynosi \(\displaystyle{ 1,0491 \% }\). Czy na tym etapie to jest właściwy wynik i dobrze rozumuję oraz dobrze zastosowałem twierdzenie Bayesa? Ale to nie wszystko. Policzyliśmy jak na razie tylko prawdopodobieństwo zachorowania w pojedynczym roku. Trzeba jednak jeszcze uwzględnić, że mając 30 lat przeżyjemy jeszcze 44,2 lat. I tu mam wątpliwości jak to policzyć. Można skorzystać ze schematu Bernoulliego i określić tyle prób ile jest lat, a za prawdopodobieństwo sukcesu uznać zaś wyliczone \(\displaystyle{ 1,0491 \% }\). I policzyć prawdopodobieństwo dokładnie jednego sukcesu. Tylko tu mam wątpliwości. Czy nie powinniśmy tu policzyć raczej prawdopodobieństwa dla co najmniej jednego sukcesu? A nie dla dokładnie jednego sukcesu? Tylko, że sukcesów oczywiście nie może być więcej niż jeden, bo jak raz zachorujemy albo umrzemy, to jest to koniec. Nie chcę brać pod uwagę przypadków, że po zachorowaniu zachorujemy jeszcze raz, czy niczego podobnego. Nie wiem jak to rozumieć i jak to rozwiązać. Wydaje mi się, że właściwy wynik dotyczy policzenia tego dla przypadku odniesienia co najmniej jednego sukcesu, a nie tylko dokładnie jednego. Tylko nie wiem jak to logicznie uzasadnić. A może już wcześniej popełniłem jakiś błąd? Jak policzyć to zadanie? Po wyliczeniu tego dla sukcesu odniesionego co najmniej jeden raz wyszło mi prawdopodobieństwo \(\displaystyle{ 54,27 \%}\). Dodano po 1 godzinie 2 minutach 24 sekundach: Chyba już wiem jak to logicznie wytłumaczyć. Wystarczy, że zachorujemy przynajmniej jeden raz, aby umrzeć lub mieć tego raka. Oznacza to, że nie powinniśmy liczyć przypadku dokładnie jednego sukcesu, skoro wystarczy, że zdarzenie to nastąpi przynajmniej jeden raz, aby spełnić warunek, który określiliśmy. Czyli wystarczy, że zachorujemy lub umrzemy przynajmniej jeden raz, aby warunek był spełniony. Wówczas kolejne "próby" w kolejnych latach już nie muszą być koniecznie nietrafione, tak jakby wymagał tego przypadek dokładnie jednego sukcesu w schemacie Bernoulliego, bo one wówczas nas już nie interesują. Dlatego trzeba tu policzyć przypadek co najmniej jednego sukcesu w schemacie Bernoulliego. Zatem wygląda na to, że policzyłem to dobrze.
Rak jamy nosowo gardłowej znacznie częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet. Na skutek przerzutów może dojść do zainfekowania płuc, wątroby, kości. 2.2. Rak ustnej części gardła. Rak ustnej części gardła zaliczany jest do często występujących
Fot: ronstik / Glejak wielopostaciowy jest wyjątkowo agresywnym guzem mózgu, charakteryzuje go wysoka złośliwość, zwykle najwyższego – 4 stopnia. Po jego zdiagnozowaniu rokowania nie napawają optymizmem, ponieważ większość chorych ma małe szanse przeżyć więcej niż 12 miesięcy pomimo podjętego leczenia. Glejak wielopostaciowy tworzy się w komórkach glejowych, które – obok neuronów – stanowią podstawowy składnik tkanki nerwowej i tworzą osłonki mielinowe aksonów, pełnią istotną rolę w odżywianiu komórek nerwowych oraz syntezie ważnych enzymów, używanych do wytwarzania neuroprzekaźników. Chronią też neurony przed potencjalnie szkodliwymi substancjami, które mogłyby przeniknąć do mózgu z krwi. Jednocześnie mają zdolność do podziałów komórkowych, dlatego może wykształcić się w nich nowotwór. Glejak wielopostaciowy, rozwijający się w półkulach mózgu, zazwyczaj w płacie czołowym i skroniowym, to najczęściej występujący nowotwór wewnątrzczaszkowy, zwykle atakujący osoby starsze, częściej mężczyzn niż kobiety. Mimo postępu medycyny rokowania w przypadku jego zdiagnozowania są bardzo pesymistyczne – bez podjęcia leczenia większość chorych umiera w ciągu 3 miesięcy; odpowiednia terapia, czyli operacja chirurgiczna i radioterapia, wydłuża ten czas do roku. Tylko 5% osób z glejakiem wielopostaciowym, oznaczonym najwyższym – 4 stopniem w skali złośliwości nowotworów, ma szansę przeżyć kilka lat, ponieważ guz szybko powraca, rośnie i błyskawicznie prowadzi do upośledzenia kolejnych fragmentów mózgu. Glejak wielopostaciowy – objawy przed śmiercią Choroba rozwija się bardzo szybko. Jej pierwszymi symptomami są częste bóle głowy spowodowane wzmożonym ciśnieniem śródczaszkowym, a także nasilone rano wymioty i nudności, osłabienie organizmu, ciągła senność czy problemy z koncentracją i pamięcią. Z czasem pojawiają się poważniejsze objawy glejaka wielopostaciowego, czyli obrzęk mózgu, niedowład, zaburzenia równowagi, widzenia, słuchu i mowy. Wiele osób dotkniętych nowotworem zmaga się również z napadami padaczkowymi. Przed śmiercią objawy się intensyfikują, u chorego obserwuje się zmiany osobowości, często staje się on otępiały, agresywny albo złośliwy, popada w stany lękowe i depresję, może wykazywać też zwiększony popęd seksualny. Osoby z zaawansowanym glejakiem wielopostaciowym dopada niekiedy afazja – całkowita utrata zdolności mówienia, czytania, pisania czy liczenia. Zaburzenia powoduje uszkodzenie struktur mózgowych odpowiedzialnych za te umiejętności. Zobacz film: Na czym polega immunoterapia? Źródło: 36,6. Glejak wielopostaciowy – rokowania Rokowania w przypadku glejaka wielopostaciowego są gorsze niż w innych rodzajach nowotworów wewnątrzczaszkowych, przede wszystkim z uwagi na jego złośliwość. W czterostopniowej skali Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), ten typ nowotworu ma najwyższy – 4 stopień. Glejak wielopostaciowy bardzo szybko rośnie i rozprzestrzenia się na okoliczne fragmenty mózgu. Naciekający charakter glejaka sprawia, że jest on niezwykle trudny do usunięcia w całości. Dlatego po jego wykryciu rzadko zakłada się całkowite wyleczenie chorego. Czynnikami zwiększającymi ryzyko zachorowania na glejaka wielopostaciowego mogą być: promieniowanie jonizujące (wytwarza je aparatura rentgenowska, kineskopy telewizyjne, akceleratory); izotopy promieniotwórcze (mierniki lub czujniki stosowane w przemyśle, np. gęstościomierze, pojemnościomierze, wagi izotopowe, czujniki dymu); pestycydy i herbicydy; chlorek poliwinylu; przebyte urazy mózgu; zakażenie wirusem HIV; uwarunkowania genetyczne; mutacja w genach NBS1 czy RB1. Leczenie glejaka wielopostaciowego Walka z glejakiem jest trudna przede wszystkim z uwagi na lokalizację nowotworu, który rozrasta się w mózgu. Gdy guz nie jest rozlany na sąsiednie tkanki, można podjąć próbę usunięcia go chirurgicznie. Zwykle stosuje się leczenie skojarzone, czyli operację łączy się z radioterapią. W zależności od stopnia zaawansowania glejaka pacjenta poddaje się także chemioterapii, terapii genowej czy wirusoterapii. Obiecujące efekty przynosi również immunoterapia, która polega na aktywacji układu odpornościowego organizmu mającego naturalne mechanizmy obronne przed nowotworami. Dotychczas ta metoda była dopuszczona przez Komisję Europejską do stosowania w leczeniu zaawansowanego czerniaka i raka płuc, obecnie trwają badania kliniczne, oceniające skuteczność immunoterapii w leczeniu glejaka wielopostaciowego. W ostatnich latach w łagodzeniu dolegliwości związanych z glejakiem wielopostaciowym pozytywne wyniki przynosi również aplikowanie chorym THC – delta-9-tetrahydrocannabinolu, związku zawartego w tzw. medycznej marihuanie. Niektóre eksperymenty naukowe wykazały, że obniża on ryzyko ataków padaczkowych, zmniejsza bóle głowy, zaburzenia mowy i objawy porażenia, obniża ciśnienie śródczaszkowe, a także poprawia sprawność motoryczną. Jednak nie ulega wątpliwości, że wpływ THC na organizm osób chorujących na glejaka wielopostaciowego wymaga jeszcze dalszych badań. Zobacz film: Gen BRCA a nowotwory. Źródło: 36,6
Błagam o pomoc dla mojego dziecka. Nikola umiera na raka, a ja przecież obiecałem jej, że zawsze będziemy razem. Na tym świecie jest tylko jedna rzecz
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2016-12-20 18:19:45 Ostatnio edytowany przez koniczynka123 (2016-12-20 18:29:30) koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Temat: Moja mama umiera... Hej,w sumie nie do końca wiem co chcę napisać... chyba po prostu się komuś wygadać, bo do psychologa chyba się nie wybiorę- przynajmniej na razie. Jeśli ktoś z Was da radę przebrnąć przez ten potok słów, to bardzo dziękuję. Przepraszam za wszelkie błędy, czy jakikolwiek chaos, ale myślę, że zrozumiecie wraz z kolejnymi zdaniami. Mam 19 lat, w październiku zaczęłam studia. W drugiej klasie liceum okazało się, że moja mama choruje na nowotwór złośliwy jajnika. Jakby tego było mało, chwilę po niej okazało się, że ciocia, która była nam bardzo bliska, również jest chora na nowotwór. Z ciocią było tak, że momentalnie trafiła na oddział paliatywny i po trzech miesiącach zmarła. Byłam u niej kilka razy, widziałam jak mizernieje, zapomina kim jesteśmy. Lekarz stwierdził, że ma tak wiele przerzutów, że właściwie rak ma ją, a nie ona jego. Chociaż należę do tych "cichych szarych myszek" i jestem "z tych wrażliwych", to mam bardzo silną psychikę. Co prawda było mi przykro, że bliska mi osoba zmarła, ale nie rozpaczałam. Zwykle nie dociera do mnie ta "powaga sytuacji". Jeśli chodzi o mamę, to pamiętam, że kiedy dowiedziałam się o diagnozie było kilka dni, kiedy co chwilę płakałam. Później wydawało mi się, że wszystko może jednak będzie w porządku, że mama z tego wyjdzie. Przeszła przez chemioterapię, wypadły jej włosy. Mimo choroby była bardzo radosna, dobrej myśli. Prawdę mówiąc nawet wtedy bardziej interesowała się stanem zdrowia innych, nie myśląc o sobie. Czasami żartowała z choroby. Jest z tych osób, na które zawsze można liczyć i pomogą nawet kosztem swojego zdrowia. Nie wstydziła się chodzić bez czapki, w peruki też nie chciało jej się bawić, bo "było w niej za gorąco". Przeszła bardzo wiele operacji, nie tylko tych związanych z nowotworem. Bywało, że przechodziła naprawdę ciężkie chwile, niektóre zabiegi musiały być tak szybko wykonane, że np. przy cewnikowaniu, lub wyjmowaniu portu z klatki piersiowej nie dostawała żadnego znieczulenia. Nie zliczę już ile razy karetka musiała do nas przyjeżdżać. Przez kilka miesięcy byłam tylko ja z babcią, no i nasi najbliżsi znajomi, którzy pomagali tyle ile mogli. Tato od wielu lat pracował za granicą i przyjechał raz zwalniając się z pracy, ale mama kazała mu wracać dopóki w miarę sobie tutaj radziliśmy. W końcu był teraz jedyną osobą, która coś zarabiała, a pieniądze podczas choroby zaczęły uciekać jak woda przez palce. Jednak dziadek również jest chory, nie może chodzić i co tydzień trzeba jeździć z nim do szpitala. W końcu babcia zaczęła odczuwać, że za dużo na siebie wzięła, dostała udaru. Na szczęście teraz jest z nią w porządku. Tato ostatecznie rzucił pracę, bo po 11miesiącach od zakończenia chemioterapii u mamy pojawiły się nawroty. Ma 4 guzy o średnicy około 9cm, między innymi na aorcie biodrowej, w okolicy jelit i ogólnie przy narządach rodnych. Lekarze załamują ręce, sami nie wiedzą co robić. Mama znowu dostaje chemię (moim zdaniem to taka chemia, aby coś dać), ale widzę, że jest z nią coraz gorzej. W ciągu kilku dni schudła 10kg. Coraz częściej wstaję w środku nocy żeby z nią posiedzieć, coś przynieść. Cokolwiek. Nie ma już siły się ruszać, do toalety idzie trzymając mnie za rękę. Chodzi w pampersach, ciągle krwawi. Musi przyjmować leki, nie może praktycznie nic jeść (przed chwilą nakarmiłam ją 10 łyżkami kleiku ryżowego i herbaty), a żołądek jest już tak zniszczony, że co chwilę wymiotuje, bo wszystko jej szkodzi i podrażnia. Tato chucha i dmucha na nią, potrafi gotować jedną zupę (która sklada się raptem z ziemniaka, marchewki i jakiejs pietruszki) kilka razy, bo dla mamy ciągle jest niedobra (mimo ze tato świetnie gotuje, więc nie daje jej byle czego). Chwilami zaczyna się denerwować, bo już nie ma siły, jest przemęczony, musi ciągle przy niej być i jednocześnie biegać za lekami, do lekarzy po kolejne recepty i robi milion innych rzeczy. O ile do jesieni było całkiem znośnie, tak teraz już przestaję dawać sobie radę. Dobija mnie to, że tato jest taki bezradny, że chce pomóc, ale ciągle coś jest nie tak. Martwi mnie co z nim będzie. Coraz bardziej dociera do mnie, że mama umiera mi przed oczami. Jestem do niej bardzo przywiązana, zawsze mówiłam jej kilka razy dziennie, że ją kocham, uwielbiałam się do niej przytulać i opowiadać jej o wszystkim co się u mnie działo. Mam wrażenie, że coraz bardziej trudno jest mi opanować emocje, co chwilę chce mi się płakać, odpuściłam sobie tydzień zajęć, bo byłam tak zdenerwowana, że trochę się rozchorowałam, poza tym co chwilę trzęsę się z nerwów. Zastanawiałam się nad wizytą u psychologa/psychiatry, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jeszcze daję sobie radę. (Wszyscy dookoła mówią mi, że podziwiają mnie za opanowanie, za to, że tak sobie ze wszystkim radzę. Między ludźmi zupełnie nie widać po mnie przez co przechodzę. Mam jakoś tak, że nawet jakbym miała pęknięte serce, to i tak umiem się uśmiechać, myśleć pozytywnie i ogólnie mam jakieś dobre nastawienie do życia). Poza tym głupio jest mi prosić tatę o pieniądze na ten cel. Muszę go wspierać, a nie jeszcze pokazywać, że też to bardzo przeżywam. Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie... 2 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 20:09:57 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... koniczynko123, mądrą osobą, wspierasz swą mamą, wspierasz tatę. Świetnie, robisz to niezwykle umiejętnie, delikatnie, bez narzucanie siebie i swego przeżywania. Osoba odchodząca potrzebuje spokoju i towarzyszenia jej, potrzebuje też (często) rozmowy o swoim odchodzeniu, nie zaczyna rozmowy, gdy widzi, że osoby ją otaczające nie są do tej rozmowy gotowe. Ale... wspieranie w tak trudnej sytuacji jest bardzo obciążające emocjonalnie. Wspierający potrzebuje (a najczęściej o tym zapomina, uważa za nieistotne) wsparcia, potrzebuje osoby, wobec której nie musi trzymać swych emocji na smyczy, i która pozwoli na ich uzewnętrznienie. Taką osobą może (może?) być dla Ciebie tata. Może pora na Twe ujawnienie? Może nie musisz przed nim być non stop opanowaną? Może Twe emocje przyjmie z ulgą? Może dzięki nim znajdziecie się jeszcze bliżej siebie?A przecież Ty, oprócz tego, także żegnasz się z bardzo bliską osobą. Tobie i z tego powodu potrzebne jest wsparcie. Możesz je dostać od ojca, od innej osoby z rodziny, od przyjaciół, znajomych? Twierdzisz, że dajesz jeszcze sobie radę. Tylko jakim kosztem to robisz? Dawanie sobie rady polega też na... proszeniu o pomoc. Masz prawo prosić o pomoc TERAZ. Nie musisz doprowadzić siebie do całkowitego wyczerpania. Taką pomocą jest wsparcie profesjonalisty. Masz prawo do niego. W związku z tym masz prawo do proszenia taty o pieniądze na spotkanie z psychologiem czy Kübler-Ross, lekarz psychiatra, napisała bardzo mądrą książkę "Rozmowy o śmierci i umieraniu", zajrzyj do niej, myślę, że będzie Ci pomocna w tych trudnych chwilach. Napisałaś, że:(...) Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie...Wybacz szczerość. Kiedy mamy już zabraknie, czeka Cię żałoba (w zacytowanej książce sporo mądrych rzeczy na jej temat przeczytasz). Żałoba to, wg E. Kübler-Ross, pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Nie warto żadnego z nich pomijać, przyspieszać, żałoba musi potrwać i każdy przeżywa ją na swój sposób. Jak się nastawić na najgorsze? Rób tak, jak dotąd. Wspieraj mamę, ale też pozwól sobie znaleźć osobę, która dla Ciebie będzie wsparciem. Spędzaj z mamą tyle czasu, ile chcesz i ile ona chce. Róbcie razem rzeczy, które was cieszą, na które obie macie ochotę. Unikaj jednego (myślę, że tak robisz dotąd): obciążanie mamy swą rozpaczą (co nie znaczy, ze razem nie możecie się powzruszać).Przytulam Cię wirtualnie. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 3 Odpowiedź przez takiwiatr 2016-12-20 20:24:53 takiwiatr Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-11 Posty: 1,190 Odp: Moja mama umiera...Koniczynko, jesteś wrażliwą osobą, masz dobre serce, robisz co możesz. Jeśli to są rzeczywiście ostatnie dni Twojej mamy to przynajmniej nie jest sama w tych trudnych chwilach, otoczona miłością najbliższych, w tym również Ciebie. Na pewno jest dumna ze swojej córki. Pisz o tym co się dzieje, co przeżywasz, jeśli to przynosi Ci ulgę. Przytulam Cię serdecznie!!! 4 Odpowiedź przez Lajla888 2016-12-20 20:26:00 Lajla888 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-23 Posty: 61 Wiek: 28 Odp: Moja mama umiera... Jestem jedną z tych, która mamę już straciła i to w dość młodym wieku. U mnie stało się to nagle, więc zazdroszczę Ci tych wspólnych dni jakie Wam zostały. Czarować Cię nie będę, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego na pewno. Sama wiesz najlepiej jak jest więc wykorzystaj ten czas jaki Wam został i zadbaj o siebie. Zamykanie się w czterech ścianach nic nie da, musisz mieć kontakt z innymi ludźmi i musisz przede wszystkim rozmawiać. Jeśli nie chcesz iść do psychologa to może z kimś bliskim rozmawiaj. Wiem, że tłumienie w sobie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Wierzę, że się nie poddasz bo widzę, że jesteś silną osobą. Uściski śle. Są takie oczy, nie pozna Pan po nich, że płakały. Wystarczy je otrzeć. A są takie, że płacz długo w nich stoi, nawet gdy dawno płakały. 5 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:29:11 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... Wielokropek napisał/a:koniczynko123, mądrą osobą, wspierasz swą mamą, wspierasz tatę. Świetnie, robisz to niezwykle umiejętnie, delikatnie, bez narzucanie siebie i swego przeżywania. Osoba odchodząca potrzebuje spokoju i towarzyszenia jej, potrzebuje też (często) rozmowy o swoim odchodzeniu, nie zaczyna rozmowy, gdy widzi, że osoby ją otaczające nie są do tej rozmowy gotowe. Ale... wspieranie w tak trudnej sytuacji jest bardzo obciążające emocjonalnie. Wspierający potrzebuje (a najczęściej o tym zapomina, uważa za nieistotne) wsparcia, potrzebuje osoby, wobec której nie musi trzymać swych emocji na smyczy, i która pozwoli na ich uzewnętrznienie. Taką osobą może (może?) być dla Ciebie tata. Może pora na Twe ujawnienie? Może nie musisz przed nim być non stop opanowaną? Może Twe emocje przyjmie z ulgą? Może dzięki nim znajdziecie się jeszcze bliżej siebie?A przecież Ty, oprócz tego, także żegnasz się z bardzo bliską osobą. Tobie i z tego powodu potrzebne jest wsparcie. Możesz je dostać od ojca, od innej osoby z rodziny, od przyjaciół, znajomych? Twierdzisz, że dajesz jeszcze sobie radę. Tylko jakim kosztem to robisz? Dawanie sobie rady polega też na... proszeniu o pomoc. Masz prawo prosić o pomoc TERAZ. Nie musisz doprowadzić siebie do całkowitego wyczerpania. Taką pomocą jest wsparcie profesjonalisty. Masz prawo do niego. W związku z tym masz prawo do proszenia taty o pieniądze na spotkanie z psychologiem czy Kübler-Ross, lekarz psychiatra, napisała bardzo mądrą książkę "Rozmowy o śmierci i umieraniu", zajrzyj do niej, myślę, że będzie Ci pomocna w tych trudnych chwilach. Napisałaś, że:(...) Przeraża mnie myśl, co może być kiedy mamy zabraknie. Nie wiem jak się nastawić na najgorsze, które i tak lada moment nadejdzie...Wybacz szczerość. Kiedy mamy już zabraknie, czeka Cię żałoba (w zacytowanej książce sporo mądrych rzeczy na jej temat przeczytasz). Żałoba to, wg E. Kübler-Ross, pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Nie warto żadnego z nich pomijać, przyspieszać, żałoba musi potrwać i każdy przeżywa ją na swój sposób. Jak się nastawić na najgorsze? Rób tak, jak dotąd. Wspieraj mamę, ale też pozwól sobie znaleźć osobę, która dla Ciebie będzie wsparciem. Spędzaj z mamą tyle czasu, ile chcesz i ile ona chce. Róbcie razem rzeczy, które was cieszą, na które obie macie ochotę. Unikaj jednego (myślę, że tak robisz dotąd): obciążanie mamy swą rozpaczą (co nie znaczy, ze razem nie możecie się powzruszać).Przytulam Cię ślicznie za odpowiedź, jakakolwiek pomoc ze strony innych osób wiele dla mnie znaczy. Muszę koniecznie poszukać tej książki. Również ściskam i pozdrawiam cieplutko. 6 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 20:31:54 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... Poszperałam w Internecie, znalazłam ją i w księgarniach internetowych, i w sieci jako pdf. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 7 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:50:33 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... takiwiatr napisał/a:Koniczynko, jesteś wrażliwą osobą, masz dobre serce, robisz co możesz. Jeśli to są rzeczywiście ostatnie dni Twojej mamy to przynajmniej nie jest sama w tych trudnych chwilach, otoczona miłością najbliższych, w tym również Ciebie. Na pewno jest dumna ze swojej córki. Pisz o tym co się dzieje, co przeżywasz, jeśli to przynosi Ci ulgę. Przytulam Cię serdecznie!!!Ściskam również, bardzo dziękuję za dodanie otuchy:) 8 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 20:56:26 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... Lajla888 napisał/a:Jestem jedną z tych, która mamę już straciła i to w dość młodym wieku. U mnie stało się to nagle, więc zazdroszczę Ci tych wspólnych dni jakie Wam zostały. Czarować Cię nie będę, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego na pewno. Sama wiesz najlepiej jak jest więc wykorzystaj ten czas jaki Wam został i zadbaj o siebie. Zamykanie się w czterech ścianach nic nie da, musisz mieć kontakt z innymi ludźmi i musisz przede wszystkim rozmawiać. Jeśli nie chcesz iść do psychologa to może z kimś bliskim rozmawiaj. Wiem, że tłumienie w sobie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Wierzę, że się nie poddasz bo widzę, że jesteś silną osobą. Uściski się z innymi, studia i ogólnie wychodzenie z domu dużo mi daje. Zapominam o tym co się dzieje. Co prawda nie mam ochoty na imprezowanie, nawet nie jestem z tego grona osób, ale coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. No ale co robić... chyba lepiej w tę stronę... ściskam również i pozdrawiam:) 9 Odpowiedź przez karmelowa_truskawka 2016-12-20 21:16:16 karmelowa_truskawka Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-10 Posty: 299 Odp: Moja mama umiera... Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam! 'You can be anything you want to beJust turn yourself into anything you think that you could ever beBe free with your tempo be free be freeSurrender your ego be free be free to yourself' 10 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 21:34:02 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... karmelowa_truskawka napisał/a:Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam!Ponoć u mamy jest to taki przypadek, że nowotwór nie pojawił się z racji, że ktoś w rodzinie mógł mieć i odziedziczyła to w genach (nie wiem czy dobrze to określiłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi), ale w wyniku jakiegoś czynnika zewnętrznego, czy coś takiego... Niestety nie pamiętam jak to było w przypadku cioci. Badania miałam robione, w marcu powinnam mieć jakieś wyniki. Szczerze mówiąc nie wiem do końca jak teraz do tego podejść, bo jedyne co wiem o tych badaniach, to właśnie termin, kiedy powinnam pojechać po ich odbiór. Przez cały okres trwania choroby mamy, mało co ktokolwiek mi mówił. Praktycznie zawsze babcia jeździ z mamą na badania, więc może popytam babcię czy wie, co z tym robić, bo inaczej jestem zielona. Myślałam, żeby może jeszcze mamę o to spytać, ale nie wiem czy powinnam poruszać ten temat, bo Ona już ledwo co myśli 11 Odpowiedź przez Kaja74 2016-12-20 21:55:20 Kaja74 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-15 Posty: 1,054 Wiek: 36 Odp: Moja mama umiera...Moja Mama umarła gdy miałam 18 lat i czytając Twoją historię widzę siebie. Mama chorowała kilka mcy, walczyliśmy o Nią do samego końca..Można by wiele mówić, ale myślę sobie, że ważne jest teraz i dla Ciebie i dla Mamy, abyś po prostu była z Nią. Spędzała z Nią każdą wolną chwilę, rozmawiała, albo nie, jeśli brakuje Jej sił, przytulała się do Niej i chłonęła każdą tą chwilę, która Wam została. Po latach zobaczysz jakie to też przeczytałam książkę o tym jaki wpływ na życie córki ma śmierć jej Mamy. Przepiękna książka, szczerze polecam- "Córki, które zostały bez matki", znajdziesz w mocno przytulam Cię... 12 Odpowiedź przez bbasia 2016-12-20 22:10:19 bbasia Redaktor Działu Psychologia Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-12 Posty: 3,001 Odp: Moja mama umiera... koniczynko... tak sobie pomyślałam, jeżeli masz możliwość spróbuj odwiedzić hospicjum. Gdzie, jeśli nie tam są ludzie, którzy o umieraniu wiedzą prawie wszystko. Poproś tam o pomoc psychologiczną dla siebie i swojej rodziny. Tobie i Twojej rodzinie potrzebna jest mądra pomoc w tym tak trudnym dla Was okresie. I nie obawiajcie się o nią prosić. Tak samo nie miej wyrzutów sumienia, że chcesz wyjść do tego kina, na ciastko, chcesz się śmiać i cieszyć życiem. Moim zdaniem sprawiasz tym przyjemność swojej mamie. Której na pewno nie jest łatwo ze świadomością, że jej choroba jest dla Ciebie obciążeniem. Więc baw się ile tylko możesz a potem opowiadaj o tym mamie. "W związku z tym, że wraca moda na rzeczy retro mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i inteligencja znowu wrócą do łask." 13 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-12-20 22:17:18 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-12-20 22:18:10) Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,049 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:(...) coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. (...)Gdzieś musisz rozładować napięcie, gdzieś musisz wyrazić swe uczucia, gdzieś musisz wyrzucić emocje. Taniec świetnie się do tego nadaje. Wypada? Nie wypada? To odwieczny problem ludzi, którzy nad siebie i swoje potrzeby przedkładają stereotypy. Kto jest mądry, kto jest Tobie życzliwy, to Twemu sposobowi życia i radzenia sobie, przyklaśnie. Kto posługuje się w swym życiu stereotypami, kto jest na skutek zdarzeń go dotykających zgryźliwy i zrzędliwy, ten będzie usiłował obrzydzić Ci życie. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 14 Odpowiedź przez koniczynka123 2016-12-20 22:42:20 koniczynka123 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-11-21 Posty: 43 Odp: Moja mama umiera... bbasia napisał/a:koniczynko... tak sobie pomyślałam, jeżeli masz możliwość spróbuj odwiedzić hospicjum. Gdzie, jeśli nie tam są ludzie, którzy o umieraniu wiedzą prawie wszystko. Poproś tam o pomoc psychologiczną dla siebie i swojej rodziny. Tobie i Twojej rodzinie potrzebna jest mądra pomoc w tym tak trudnym dla Was okresie. I nie obawiajcie się o nią prosić. Tak samo nie miej wyrzutów sumienia, że chcesz wyjść do tego kina, na ciastko, chcesz się śmiać i cieszyć życiem. Moim zdaniem sprawiasz tym przyjemność swojej mamie. Której na pewno nie jest łatwo ze świadomością, że jej choroba jest dla Ciebie obciążeniem. Więc baw się ile tylko możesz a potem opowiadaj o tym za pomysł, pomyślę o tym:) staram się robić wszystko żeby mama mogła chociaż trochę się cieszyć. Zawsze mi mówiła, że niezależnie od tego co by się działo, to muszę się wyuczyć i skończyć jakiekolwiek studia, byleby nie przerywać nauki. Na razie mam same 4 i 5, wiem, że mama baaardzo się z tego cieszy, chociaż nie ma siły tego okazać. Mówi, że gdyby mogła, to by skakała ze szczęścia (zawsze tak robiła zanim zachorowała:)) 15 Odpowiedź przez karmelowa_truskawka 2016-12-20 23:08:24 karmelowa_truskawka Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-10 Posty: 299 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:karmelowa_truskawka napisał/a:Koniczynka, współczuję Tobie bardzo ale też bardzo Ciebie podziwiam. Nie jest Tobie łatwo a mimo to starasz się być dla każdego wsparciem, podporą. Jeżeli pisanie wyzwala Cię od emocji to pisz! Jeżeli tańczenie - to tańcz! Nie zostawaj sama z tym wszystkim bo to jest bez sensu, proś o wsparcie, o wygadanie się. Ja nigdy takiej tragedii nie przeżyłam i nie mam pojęcia jak bym się zachowała na Twoim miejscu ale jedno wiem - robienie czegoś ponad swoje siły nie przynosi żadnych dobrych rezultatów. Ściskam bardzo! Twoja mama pewnie miała robione badania genetyczne na nosicielstwo mutacji BRC, pewnie też się przebadałaś, jeżeli nie to warto to zrobić i zadbać o profilaktykę. Jeszcze raz pozdrawiam!Ponoć u mamy jest to taki przypadek, że nowotwór nie pojawił się z racji, że ktoś w rodzinie mógł mieć i odziedziczyła to w genach (nie wiem czy dobrze to określiłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi), ale w wyniku jakiegoś czynnika zewnętrznego, czy coś takiego... Niestety nie pamiętam jak to było w przypadku cioci. Badania miałam robione, w marcu powinnam mieć jakieś wyniki. Szczerze mówiąc nie wiem do końca jak teraz do tego podejść, bo jedyne co wiem o tych badaniach, to właśnie termin, kiedy powinnam pojechać po ich odbiór. Przez cały okres trwania choroby mamy, mało co ktokolwiek mi mówił. Praktycznie zawsze babcia jeździ z mamą na badania, więc może popytam babcię czy wie, co z tym robić, bo inaczej jestem zielona. Myślałam, żeby może jeszcze mamę o to spytać, ale nie wiem czy powinnam poruszać ten temat, bo Ona już ledwo co myśliOsoby, które mają mutację BRC są w dużym stopniu predysponowane do zachorowania na nowotwory jajnika, piersi, jelita grubego i paru innych. Jednak w największym stopniu na nowotwory jajnika i piersi (mówi się, że ryzyko zachorowania na raka jajnika wynosi 40%, piersi 20% ale to też zależy która to dokładnie mutacja jest). Z tego co wiem to u wszystkich chorych na nowotwory jajnika wykonuje się to badanie na nosicielstwo. Jeżeli miałaś zrobione badania to super, czekaj spokojnie na wynik. Gdyby okazało się, że jest dodatni to masz duże pole manewru. Nie wiem czy słyszałaś, ale parę lat temu było głośno o profilaktycznej mastektomii, której poddała się Angelina Jolie. Jej mama umarła na raka piersi, była nosicielką, Angelina też jest. Ale zdecydowanie najważniejsza jest świadomość i regularne badania Może przejrzyj dokumentację mamy? Coś tam na pewno musi być zapisane. Albo może tata wie?To wszystko co tu opisałam na ten moment nie jest tak ważne jak wspieranie rodziny i przeżywanie wspólnie tego co was dotknęło. Nawet nie umiem sobie wyobrazić jakim to musi być dla Ciebie stresem. A ja tu dodatkowo rzucam jakieś hasła o badaniach. Pozdrawiam! 'You can be anything you want to beJust turn yourself into anything you think that you could ever beBe free with your tempo be free be freeSurrender your ego be free be free to yourself' 16 Odpowiedź przez Jola1 2016-12-21 23:36:38 Jola1 Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-09-16 Posty: 294 Odp: Moja mama umiera... koniczynka123 napisał/a:Spotykanie się z innymi, studia i ogólnie wychodzenie z domu dużo mi daje. Zapominam o tym co się dzieje. Co prawda nie mam ochoty na imprezowanie, nawet nie jestem z tego grona osób, ale coraz częściej mam ochotę wyjść do kina, na ciastko, nawet zaczęłam szukać sobie jakichś dodatkowych zajęć typu tańce. Aż czasami mam wrażenie, że może nie wypada tak, skoro z mamą jest tak niedobrze. No ale co robić... chyba lepiej w tę stronę... ściskam również i pozdrawiam:)Koniczynka napiszę tak-wiem ,ze to wychodzenie z domu jest dla Ciebie odreagowaniem,pewną ucieczką od tego co się dzieje...Jest "zaklinaniem rzeczywistości",ze jak będziesz zapominać albo udawać ,ze nic sie nie dzieje to tego nie będzie...Wiem ,ze chcialabyś wyłaczyc myślenie,znaleźc sie znów w bezpiecznym świecie ,gdzie dzieją się tylko dobre rzeczy...Rozumiem straciłam 2 najbliższe mi w zyciu własnego doswiadczenia napisze Ci tak-łap jak najwiecej wspolnych chwil z Mamą, rozmawiaj,albo tylko bądź przy Niej,korzystajcie z danego Wam wspólnego czasu ile się tylko da...Bo potem, jak już przyjdzie to nieodwracalne,to będziesz sobie wyrzucać ze za mało było tych chwil...Uwierz mi ,ze potem będzie tak ,ze za jedną minutę z Nią oddałabyś swoich kilka lat...A nie będzie już nawet tej jednej minuty...Przed Tobą jeszcze wiele, wiele "ciastek",seansów w kinie czy Tobą całe życie pełne pięknych tych chwil z Mamą moze już niewiele...Wykorzystaj dany Wam czas,on jest teraz tylko dla jest wazne zarówno dla Niej ,jak i dla z własnego doswiadczenia. Pozdrawiam Kochana i życzę dużo siły. "Nasi zmarli są wśród niewidzialnych, a nie wśród nieobecnych" papież JAN XXIII Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Znwe. q9l523b1ml.pages.dev/31q9l523b1ml.pages.dev/57q9l523b1ml.pages.dev/57q9l523b1ml.pages.dev/11q9l523b1ml.pages.dev/5q9l523b1ml.pages.dev/45q9l523b1ml.pages.dev/31q9l523b1ml.pages.dev/81
umieranie na raka forum